W tym roku spędziłem już kilkanaście dni fotografując pelikany kędzierzawe. To niesamowite ptaki zarówno jeśli chodzi o ich wygląd jak i o zachowanie.
Są dostojne, piękne i wielkie. Rozpiętość ich skrzydeł dochodzi prawie do trzech metrów i pod tym względem należą do ścisłej czołówki. Liczebność tego gatunku niestety ciągle maleje. Przez IUCN oznaczone sa jako gatunek zagrożony ( VU) W worku pod dziobem może się zmieścić do 14 litrów wody z rybami. To co w nich urzeka to trochę “postrzelony wygląd” są po prostu poczochrane – nazwa kędzierzawy zobowiązuje.
Długo zastanawiałem się w jaki sposób pokazać te ptaki. Staram się wykonać zdjęcia pokazujące je troszkę inaczej niż w podręcznikach. Zdjęć pelikanów w locie czy na wodzie jest mnóstwo. Z jednej strony oczywiście fotografowałem je też i w ten sposób, ale starałem się również wykonać fotografie z powierzchni wody czy wykorzystując obudowę podwodną wykonać zdjęcia “pół na pół” Kilka dni temu stwierdziłem, że warto zrobić zdjęcia tak aby miały bardziej graficzny i artystyczny charakter. Ile można fotografować ptaka na wodzie – jakkolwiek nie był by piękny. Jadąc do Grecji miałem już w głowie kilka pomysłów na nowe ujęcia, między innymi na panoramowanie ( panning)
Wypłynęliśmy rano z grupą uczestników fotowyprawy. Pogoda była wyjątkowo podła. Padał deszcz a mgła ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów. Z jednej strony to najgorsze co może być dla fotografa. Jedziemy w odległe miejsce z nadzieją na wykonanie ciekawych zdjęć przy ładnym, plastycznym oświetleniu a okazuje się że nic nie widać, ładnego światła nie ma, o złotej godzinie można zapomnieć a niebo zasnute jest szarą szmatą, która niczym gigantyczny softbox rozprasza światło. Rozprasza ale i zabiera. Wcześnie rano większość osób na łodzi ustawiła czułość w swych aparatach na ISO wyższe niż 6400. W przypadku profesjonalnych puszek Nikona np D5 były to nawet czułości powyżej ISO 12800. Wiadomo – wyższa czułość przy słabych warunkach oświetleniowych pozwala na zastosowanie krótkich czasów, dzięki czemu można było zamrozić ruch pelikana w locie. Pomyślałem jednak, że poco mrozić, skoro warunki są idealne aby ten ruch właśnie pokazać.
Ustawiłem w swym aparacie czułość ISO 200, po krótkich testach stwierdziłem, że czas optymalny to 1/30 sekundy. Po przymknięciu przysłony do f/8, ustawieniu stabilizacji obrazu wspomagającej panoramowanie ( stabilizowane są drgania aparatu góra dół) Zastosowałem ogniskową dającą kąt widzenia odpowiadający obiektywowi 150mm dla małego obrazka i zacząłem śledzić ruch lecących ptaków wykonując seryjne zdjęcia.
Cała sztuka polegała na dopasowaniu prędkości ruchu aparatu do prędkości lotu pelikana. Cały czas starałem się aby oko było w jednym miejscu na matrycy tak aby można było pokazać je maksymalnie ostro. Tło – w zasadzie jednolitą miękką płaszczyznę wody i mgły mogłem rozmyć a długi czas pozwalał również na rozmycie ruchu skrzydeł. W pewnym momencie pomyślałem “Mam to”! Łeb pelikana powinien wyjść ostry skrzydła wyszły rozmazane a czarne lotki pierwszego rzędu ułożyły się tworząc woalkę na “twarzy pelikana” wydawać by się mogło, że ptak spoziera na mnie przez rozczapierzone “paluchy”.
Po raz kolejny zdjęcie wykonane w inny sposób, troszkę niekonwencjonalny, troszkę inaczej niż by się to nasuwało okazało się być strzałem w dziesiątkę. Ja je uwielbiam, oczywiście to rzecz gustu ale dla mnie ma ono charakter graficzny, artystyczny a przede wszystkim dawało dużo zabawy jeśli chodzi o pracę z aparatem.
Jedyne nad czym teraz się zastanawiam to czy RAWa wywyołać tak by był troszkę jaśniejszy i ptak “wychodził” z białej płaszczyzny czy zostawić delikatny niebieski kolorek tła. Jeszcze nie wiem, która wersja będzie finalna.