Barwa w dzisiejszych czasach odgrywa niebywale ważną rolę w fotografii i – czy tego chcemy czy nie – powinniśmy poświęcić jej chwilę.
Postęp zaszedł tak daleko, że obecnie mało kto oddaje się fotografii monochromatycznej (czarno-białej), a jeśli to robi, to tylko dlatego, że docenia ten środek wyrazu. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza fotografia barwna zdominowała rynek. Tak, tak, nie mówimy „kolor” tylko „barwa”. Jeszcze niedawno kolorowe zdjęcia wyglądały, tak jakby wywoływano je w zupie pomidorowej. Co gorsza, materiały i obróbka były drogie, a produkty demoludów znacznie ustępowały jakością tym zza żelaznej kurtyny. Praktycznie jedynym w miarę sensownym materiałem był diapozytyw – sławetny Orwo Chrom.
Pozwolę sobie teraz postawić śmiałą tezę, że nie ma fotografii barwnej bez barwy. Prawda, że oczywiste? Być może, ale to, co powiem dalej, już nie dla każdego takim będzie. Barwa działa na nasz mózg przedziwnie. Nie wnikam w przyczyny, ale spróbuję wyjaśnić, w jaki sposób. Kiedy słyszymy melodię, jej oddziaływanie na człowieka jest różne. Jeden jest zachwycony i stara się nucić ulubiony fragment, inny wykonuje do rytmu jakieś dziwne ruchy, a następny nie może tego słuchać. Barwa oddziałuje na wszystkich podobnie. Słyszeliście o Coca-Coli, zupach Campbella, słodyczach Rafaello czy papierosach Marlboro? Niewątpliwie tak. A wiecie, co je wszystkie łączy? Te same barwy na opakowaniach. Czerwona, biała i czarna. Nie twierdzę, że genialnie dobrane zapewniły tym firmom sukces, ale niewątpliwie miały nań wpływ. Sławetne “Teal and Orange” czyli kolejne zestawienie barw znane choćby z kinematografii (rozmawialiśmy o tym podczas ostatnich warsztatów) to również zestawienie barw nie przypadkowo dobranych. Doskonale wiedza o tym producenci filmowi szykując plakaty reklamujące filmy czy siedząc nad postprocessingiem
Wygrałem kiedyś konkurs na film reklamujący aparaty Olympus Pen. Filmik był prosty. Na ekranie pojawiała się ręka trzymająca ogryzek żółtej kredki. Przy próbie napisania czegokolwiek rysik się łamał. Ręka odrzucała żółtą kredkę, a za chwilę w dłoni zjawiał się taki sam krótki i krzywo zatemperowany kawałek kredki czerwonej. Sytuacja powtarzała się i wówczas ręka sięgała po śliczną, długą, pięknie zaostrzoną kredkę niebieską. Na białej kartce tworzyła niebieski napis „PEN”. I koniec. Żadnych prymitywnych i – oczywiście – zakazanych tekstów typu „Produkt firm X i Y jest do niczego. Kupuj nasze produkty!”. Ba, żadnych nazw firm konkurencyjnych. Mimo tego przekaz był czytelny. Każdy choć trochę zaznajomiony z fotografią wie, że żółć z czernią to Nikon, czerwień z bielą to drużyna Canona, a niebieski z białym to Olympus. Barwa w sposób jednoznaczny łączy się z firmą lub przedmiotem. Ale barwa również oddziałuje na nas w pewien określony sposób.
Psychologia barwy to skomplikowana dziedzina wiedzy. Nikt nie neguje, że pewne barwy nas uspokajają, inne denerwują. To, czy w pokoju czujemy się dobrze, czy coś nam przeszkadza, też zależy od koloru ścian. Po co o tym piszę? Oczywiście po to, aby tę wiedzę wykorzystać w fotografii. Żebyście mogli poprawić jakość waszych zdjęć. Zwykła ściana z nieciekawymi drzwiami sfotografowana monochromatycznie nie wzbudza najmniejszego zainteresowania, ale ta sama ściana na zdjęciu barwnym może nas zachwycić, jeśli twórca spełnił pewne warunki. Jakie? Z zakresu psychologii barwy, oczywiście.
Z wielu elementów kształtujących odbiór fotografii barwy są uważane za narzędzie o największej sile oddziaływania. Wywołują silne wrażenia emocjonalne. Każdy z nas szczególnie lubi niektóre z nich, czasami nienawidząc innych. Silne, ostre barwy przyciągają naszą uwagę, podczas gdy spłowiałe odcienie świetne wpisują się w tło. Niektóre barwy wpływają kojąco, inne – wręcz przeciwnie – ekscytują, przyciągają uwagę czy ostrzegają. Często nasze odczucia są silniejsze, gdy barwy na zdjęciu tworzą kombinacje. Niektóre z nich odbieramy pozytywnie – mówimy, że pasują do siebie lub też ich połączenie nam się nie podoba, kontrastują, gryzą się.
Spróbujmy to uporządkować. Wyobraźmy sobie koło podzielone niczym tort na dwanaście równych części. Poruszając się zgodnie z ruchem wskazówek zegara, umieśćmy na nim trzy podstawowe barwy w kolejności występującej w widmie światła słonecznego lub tęczy. Między godziną dwunastą a pierwszą znajdzie się czerwień, między czwartą a piątą żółć, między ósmą a dziewiątą zaś niebieski. To barwy podstawowe. Mieszamy je ze sobą parami, uzyskując barwy drugiego rzędu: pomarańczową, zieloną, i purpurową. Kolejne mieszanie daje nam sześć barw trzeciorzędnych. Tak powstaje koło barw. Do czego ono służy? Otóż ułatwia określenie wzajemnego oddziaływania barw na siebie. Barwy leżące blisko obok siebie noszą nazwę harmonijnych. Świetnie ze sobą współgrają. Dlatego podoba nam się zdjęcie pola rzepaku posianego obok łąki albo fotografia zagonka słoneczników. Barwy leżące naprzeciw siebie to barwy kontrastowe, czyli dopełniające. Warto je zapamiętać, gdyż ich zestawienie w obrazie jest przyjemne dla oka. Mamy trzy ich pary: czerwień z zielenią, żółć z purpurą i niebieski z pomarańczem. Barwy dopełniające umieszczone obok siebie wzajemnie się rozjaśniają. Co ciekawe, cień obiektu w jednej z barw dopełniających ma dominantę drugiej, na przykład przedmioty utrzymane w ciepłej kolorystyce rzucają cienie podbarwione chłodnymi odcieniami. Gdy mamy dwie barwy, nie jest źle, ale sytuacja komplikuje się, kiedy pojawiają się kolejne. Z jednej strony, im bardziej są na kole odległe, tym lepiej, z drugiej jednak – każda kolejna barwa pogarsza odbiór. Widz zaczyna postrzegać zdjęcie jako krzykliwe czy jarmarczne.
Mam nadzieję, że te informacje pozwolą wam poprawić jakość waszych zdjęć, jak również dostrzec motywy, w których główną rolę odgrywa dobór barw fotografowanych obiektów. Oczywiście, jedynie musnąłem ten złożony problem. Koło barw to barwy widmowe, a te oczywiście nie opisują złożoności wszystkich kolorów i ich odcieni, na przykład brązów jesiennego lasu. Jest też przecież biel i czerń, które z fizycznego punktu widzenia barwami nie są. Są barwy monochromatyczne, czyli stopniowo rozbielane odcienie jednej barwy. Z jednej barwy można ich uzyskać kilkaset.
Pamiętajmy jednak o tym, że odbieranie koloru to sprawa subiektywna, indywidualna, a nawet zależna od płci. Ta sama barwa na różnych podłożach daje różne wrażenia. Wystarczy porównać to samo zdjęcie wykonane na papierze błyszczącym i matowym. Na odbiór koloru ma też wpływ sąsiedztwo, w jakim dana barwa występuje i – a jakże – oświetlenie.
Musimy też wiedzieć, że dopiero oglądając zdjęcie, dowiadujemy się, jak perfidnie oszukuje nas nasz mózg. Zachwycamy się nieskalaną bielą śniegu na leśnej polanie, ale to oszustwo. Nasz mózg wie, że śnieg jest biały, wiec tak go nam pokazuje. Zdjęcie pokaże brutalną prawdę – śnieg ma zieloną dominantę.
Pierwszy etap to dobór fotografowanego motywu ze względu na jego kolorystykę, ale ostatnim i najważniejszym będzie zapanowanie nad barwami w procesie obróbki i przygotowywania zdjęcia do druku. Okiełznanie kolorów nie jest łatwe i potrzebujemy do tego kilku narzędzi. Co z tego, że dołożymy wszelkich starań, żeby wykonać nasze zdjęcie? Cóż, że zainwestujemy w sprzęt, filtry, wyjazdy? Że poświęcimy długie godziny na fotografowanie, a potem obróbkę, jeśli będziemy pracować na podłej jakości matrycy laptopa? Na matrycy w najmniejszym stopniu nieprzystosowanej do obróbki fotografii, która sprawi, że każdy ruch głową lewo, prawo, górę lub dół będzie powodował zmianę tego, na co patrzymy?
Ostatnio jako konsumenci musimy się borykać z innymi problemami. Producenci komputerów, telewizorów czy monitorów walczą o klienta. Zależy im na tym, aby każdy, kto ogląda obraz wyświetlony w sklepie na matrycy monitora czy laptopa odbierał go jak najlepiej. A co nam się podoba? Nasycone kolory, żarówiaste, bijące po oczach, wręcz radioaktywne. Z tego też powodu kolory w dzisiejszych urządzeniach są żywe i przesycone. Nam, jako osobom zajmującym się fotografią, niestety na ogół chodzi nie o to, aby kolory były śliczne, lecz żeby wydruk lub odbitka, którą wykonamy, kolorystycznie zgadzały się z tym, co widać naszym monitorze. To jeden z ważniejszych wymogów, jakie stawiamy monitorom. Fakt braku świadomości z zarządzania barwą i to, że większość z przeglądających naszą stronę w Internecie ma inny monitor (inaczej ustawiony, innego producenta i inaczej skonfigurowany) powoduje kolejny problem. Każdy to zdjęcie widzi odmiennie. W świecie idealnym, gdzie wszyscy użytkownicy Internetu mieliby poprawnie skalibrowane monitory, ten problem by nie istniał. Bez względu na to, kto i gdzie oglądałby naszą fotografię, u każdego wyglądałaby ona identycznie. Niestety rzeczywistość jest okrutna. Nawet najlepiej wywołane przez nas zdjęcia, najbardziej wierne kolorystycznie, będą wyświetlane w zupełnie inny sposób u każdego odbiorcy. Jeden będzie miał monitor ustawiony tak, aby świecił bardzo jasno, drugi go przyciemni. Temperatura barwowa monitora będzie wpływać na to, że u jednego obraz będzie się zdawał zażółcony, a u innego zajdzie mocną niebieską dominantą. Wykonajcie eksperyment i spróbujcie tę samą fotografię wyświetlić na monitorze swojego komputera, na tablecie i telefonie, a zobaczycie, jak duże mogą to być różnice.
Skoro jednak każdy ma skalibrowany monitor w inny sposób, a większość ludzi nie czuje potrzeby jakiejkolwiek kalibracji, to w sumie po co mamy odstawać i w ogóle się tym zajmować? Powodów jest kilka. Po pierwsze, trzymamy się pewnych standardów i jeśli trafimy na drugą osobę z poprawnie ustawionym monitorem, będziemy z nią rozmawiać wspólnym językiem. Ale o tym w następnych wpisach…