SanDisk Extreme 510

Dawno temu słyszałem, że fotografia cyfrowa to początek nowej ery, w której wykonywanie zdjęć nie będzie nas nic kosztowało. Gdy zaczynałem przygodę

z fotografią głównie korzystałem z diapozytywów. Mojej ulubionej Velvii – czyli materiału firmy Fuji i VSów oraz GXów czyli slajdów Kodaka. Każda rolka Velvii kosztowała około 50 PLN trzeba było ją potem wywołać – dodatkowe koszta zwłaszcza że tylko kilka labów robiło to dobrze, potem pociąć, kupić ramki i zaramkować slajdy. Dopiero potem ślęcząc z lupą nad podświetlarką można było przystąpić do selekcji i układania pokazu lub wybierania zdjęć do publikacji.

Dziś owszem jadąc na wyjazd nie kupuję już slajdów ale wbrew pozorom nie oznacza to że zdjęcia nic nie kosztują. Potrzebuję szybkich kart pamięci – bo aparat fotografujący z prędkością 15fps* a nawet z prędkością 60fps* przy wykorzystaniu elektronicznej migawki gdzieś te zdjęcia musi zapisać aby nie zapychać buforu. To pierwszy nie mały wydatek. Zdjęcia w terenie trzeba zgrać i wykonać ich kopię zapasową – to drugi nie mały wydatek. Komputer – czytnik kart, również szybki i dysk na, który zdjęcia będę mógł nagrać. Kiedyś pisałem o sposobach na backup. Trochę od tego czasu się zmieniło bo z kopiarek kart już całkowicie zrezygnowałem. Nie jestem w stanie znaleźć kopiarki wykorzystującej pełną prędkość kart więc moja stara wysłużona kopiarka trafiła na elektrośmieci.

Potrzebowałem dysku jak zwykle pancernego i nie bojącego się ani upadków ani wody. Pierwsze co się nasuwa przy takich dyskach to LaCie Rugged – ale niestety oprócz tego, że dysk wygląda ładnie i ma śliczną kolorową pomarańczową gumkę dookoła to w żaden sposób mechanicznie nie zabezpiecza danych. Jest to wciąż delikatne urządzenie

Dysków nadających się do zabrania w teren trochę mam. Pierwszy z nich to WD Passport Wireless PRO opisywałem poprzednią wersję choć wersja PRO bardzo dużo zyskała względem poprzednika. Fajne rozwiązanie pozwalające na kopiowanie zdjęć z karty bez użycia komputera jednak w trudny teren niestety nie nadaje się za bardzo. Duża ilość elektroniki w środku, potrzeba ładowania dysku i całkowity brak odporności na warunki atmosferyczne sprawił, że tym razem sprzęt został w domu. Wprawdzie często jeździ ze mną opakowany w specjalne wodoszczelne pudełko – ale tym razem stwierdziłem, że potrzebuję czegoś pancernego.

Drugi z dysków to G-tech a dokładnie G-Technology G-DRIVE ev ATC

też opisywałem go wcześniej – Ten tym razem też został w domu bo zabrałem ze sobą malutkie ale pancerne ustrojstwo.

Flashowy dysk SSD opakowany w gustowne pancerne pudełeczko i uszczelniony podłączany do komputera za pomocą kabelka USB 3.0 Najpierw przed wyprawą na Kamczatkę zabrałem go na Islandię gdzie poddawany był różnym testom tak aby sprawdzić czy rzeczywiście można mu zaufać. Dyski SSD nie nadają się za bardzo do długotrwałego przechowywania danych ale założenie było takie aby zdjęcia z kart i materiały wideo z drona lub aparatu zgrywać w jedno miejsce tak aby dysponować kopią zapasową. Zdjęć z kart nie kasuję ( to kolejny powód dla , którego fotografia nie stała się dużo tańsza ) Na wyjazdy zabieram ze sobą zawsze tyle kart aby mieć ich zdecydowany nadmiar. Gdy zapełniam jedną, do aparatu wkładam następną i w obawie przed nieumyślnym skasowaniem plików w ogóle nie ruszam ich w terenie.

sandisk extreme ssd 510 portable

Dysk jest uszczelniony, SSD – więc odporny na upadki i posiada klasę szczelności IP55 co w przypadku dysku jest dość imponującym wynikiem. Dysk oferuję prędkośc zapisu 400MB/s wyposażony jest w USB 3.0 jest maleńki i nie wymaga zewnętrznego zasilania. Biorąc pod uwagę przerób plików w terenie ( zdjęcia RAW + JPG, filmy 4k , panoramy i zdjęcia w wysokiej rozdzielczości gdzie aparat wypluwa dwa rawy jeden 80 Mpx drugi 20 Mpx i do tego JPGa chyba 64 Mpx) Wszystko niestety waży i gdzieś trzeba trzymać. Mimo, że zdjęcia zostają na kartach pamięci to potrzeba miejsca na zapis kopii zapasowej. Dysk w komputerze zapycha się szybko biorąc pod uwagę, że komputer jeździ ze mną na wszystkie wyjazdy więc pozostaje zapis na dysku zewnętrznym. Podobnie jak G-techa będącego jeszcze na gwarancji wrzucałem w błoto, wodę, śnieg tak i SanDisk poddany był przeze mnie testom sprawdzającym. Skro producent mówi, że sprzęt jest odporny – uważam, że warto to sprawdzić od razu po zakupie. Jeśli zawiedzie na gwarancji będzie podstawa do zwrotu, reklamacji czy zrobienia zadymy. Oczywiście pojawia się pytanie czy dysk wrzucony do wody nie popsuje się po miesiącu albo dwóch. Mój póki co działa przez dwa miesiące od maltretowania go na Islandii i ma się dobrze.

W najtańszej opcji w jakiej udało mi się znaleźć Portable SSD kosztuje on około 700 PLN co biorąc pod uwagę wyjściową cenę producenta na poziomie 1000 PLN jest już jakąś sensowną kwotą.
Z drugiej zaś strony 700 PLN za 480 GB szału nie robi ale biorąc pod uwagę fakt, że jest to szybki dysk i rzeczywiście odporny na hetanie w terenie można zacząć się zastanawiać nad takim zakupem. Tanio nie jest ale jest mobilnie i pancernie.

Na pewno nie trafiłem na równie mały i równie pancerny dysk. Część rozwiązań takich jak wspomniany wcześniej Lacie Rugged – to w moim odczuciu tylko zabieg marketingowy bo ani nie jest szczelny ani pancerny. G-tech mimo, że rzeczywiście przyzwoicie zapakowany jest wciąż dyskiem talerzowym. Nie chciałbym aby upadł mi z kręcącymi się talerzami. SSD z kolei jako dysk przeznaczony do pracy w terenie w moim odczuciu jest idealnym rozwiązaniem. Owszem nie zostawiłbym tam zdjęć na kilka czy kilkanaście lat ale jeśli po powrocie i tak zgram zdjęcia sobie na stacjonarnego Qnapa czy WD to jako nośnik danych na wyjeździe rozwiązanie wydaje mi się być idealne. Malutkie leciutkie i odporne. Jedyny minus – jest na tyle mały, że łatwo go zgubić 😀

 

*fps – frames per second – klatek na sekundę