Przepis na zdjęcie – makaki

W tym roku pośród finałowych zdjęć konkursu Wildlife Photographer of the Year oraz European Wildlife Photographer of the Year znalazły się cztery moje zdjęcia.

Korzystając z cyklu Historia jednej fotografii postaram się opisać dokładnie w jaki sposób kilka z nich powstało.

Jedną z fotografii, którą chciałbym opisać a była doceniona w obydwu z tych konkursów, to kontrastowa fotografia małp. Wykonałem ją dwa lata temu w Nepalu. Prowadziłem wówczas fotowyprawę i tego dnia wcześnie rano, jeszcze przed wschodem słońca fotografowaliśmy w stupie Swayambunath. Miejscu bardzo ważnym dla Nepalczyków, gdzie mieszkańcy Kathmandu tłumnie przychodzą się modlić. Czuć tam woń kadzideł, słychać wszechobecne dzwonki, ludzie modlą się wprawiając młynki modlitewne w ruch i wypowiadając pod nosem mantrę. Zwłaszcza o poranku to miejsce zachwyca swoim klimatem. Druga nazwa Swayambunath to Monkey Temple – świątynia małp z powodu zastraszającej ilości biegających tam makaków. Mimo iż w pewnych kulturach małpy te wykorzystywane są do badań i testów na zwierzętach, w wielu innych miejscach czczone są i uznawane za święte. Nepal jest jednym z takich miejsc. Oczywiście fotografując te zwierzęta, zwłaszcza z bliska, należy być ostrożnym, ponieważ potrafią one zaatakować w zasadzie bez ostrzeżenia, a często są nosicielami wścieklizny. Równie nagminnie kradną różne rzeczy z aparatem fotograficznym włącznie. Łączą się w stada, gdy chcą coś uzyskać symulują atak i pokazują kły. Często, gdy kilka osobników „zagaduje” człowieka z jednej strony – pozostałe ukradkiem dokonują zuchwałych kradzieży. Fotografując te zwierzęta z bliska najlepiej mocno owinąć sobie pasek dookoła nadgarstka i raczej warto odsunąć aparat od twarzy…

Jak wspomniałem, do świątyni trafiliśmy wcześnie rano, jeszcze przed wschodem, aby fotografować przy najlepszym oświetleniu i od razu moją uwagę przykuła grupa makaków oddająca się porannej toalecie. Dwójka z nich wyglądała najciekawiej i z pełnym oddaniem, nie przejmując się niczym dookoła wydłubywały sobie wzajemnie z futra jakieś pasożyty od razu się nimi zajadając. Niestety obie siedziały dość niefortunnie, tak, że wykonanie udanego technicznie zdjęcia graniczyło z cudem.

Problem polegał na tym, że jakbym się nie ustawiał zawsze miałem zaśmiecone tło za nimi. Mnóstwo ludzi, inne małpy, latające gołębie, kopuła stupy, dymy kadzideł, młynki modlitewne – generalnie chaos i bałagan odwracający uwagę od głównego motywu. Żaden z tych elementów nie podobał mi się jako tło i każdy z nich przeszkadzał w moim odczuciu w odbiorze zdjęcia. W kadrze miałem chyba wszystko, czym mogła pochwalić się stupa, włącznie z wycieczką chińskich turystów. Dodatkowo zwierzaki, które same w sobie były ciekawym tematem, siedziały dokładnie tak, że mogłem uchwycić je tylko i wyłącznie pod słońce. Wszystko wskazywało na to, iż nie mam szansy na ciekawe czy oryginalne zdjęcie.

Stwierdziłem, że jedyna opcja to wykorzystanie ostrego kontrastowego światła i ukrycie całego zaśmieconego tła w czerni. Warunki oświetleniowe wbrew pozorom temu sprzyjały – zdecydowałem się na sfotografowanie sceny centralnie pod światło, tak aby zdjęcie miało jak najbardziej graficzny charakter. Postanowiłem je tak mocno niedoświetlić, żeby stracić wszelkie szczegóły w cieniach i pozwolić jedynie na zarejestrowanie małego fragmentu tego na co patrzyłem, czyli konturu małp, jaki tworzyło ich podświetlone futro.

Zdjęcie wykonałem obiektywem Olympus M.Zuiko Digital 75mm f/1.8 zapiętym do korpusu Olympus OM-D E-M1. To dobrej klasy portretowe szkło o kącie widzenia odpowiadającemu 150 mm dla pełnej klatki.

Przyłożyłem aparat do oka, dobrałem parametry ekspozycji patrząc na histogram i wyzwoliłem spust migawki. To była jedna z tych sytuacji, gdzie widzę zdecydowaną przewagę elektronicznego wizjera nad zwykłą matówką. Dlaczego? Po prostu pracuje mi się dużo szybciej, łatwiej i lepiej. Oczywiście nie znaczy to, że takiego zdjęcia nie mógłbym wykonać z aparatem ze zwykłą matówką, natomiast na pewno zajęło by mi to zdecydowanie więcej czasu. Zdjęcie musiało być na tyle niedoświetlone, aby cały „śmietnik” z drugiego planu stał się czarną plamą. Za pomocą elektronicznego wizjera bardzo łatwo było znaleźć odpowiednie ustawienia korekty ekspozycji. Obserwując w wizjerze fotografowaną scenę skracałem czas ekspozycji, na bieżąco widząc jak ciemnieje mi obraz w wizjerze i kontrolując to na wyświetlanym w czasie rzeczywistym histogramie. W końcu, gdy uznałem, że to moment aby nacisnąć spust migawki, wykonałem fotografię dokładnie taką, jaką sobie zaplanowałem. Gdybym korzystał ze zwykłej matówki jaką znamy z lustrzanek – musiałbym wykonać kilka zdjęć i każde z nich ocenić na ekranie podglądając jak wyszło lub oceniając histogram. Zatem: spust migawki, wyświetlenie zdjęcia z histogramem znów przełączenie w tryb fotografowania i kolejna próba. Nie sądzę abym z odpowiednimi ustawieniami trafił od razu, bo ciężko nawet doświadczonemu fotografowi byłoby ocenić o ile taką scenę należałoby niedoświetlić względem wskazań światłomierza. Pamiętać musimy, że wskazania światłomierza pokazują taki dobór parametrów, aby prawidłowo naświetlić 18% szarość. Z całą pewnością przy tym zdjęciu czas grał rolę i sądzę, że gdyby nie ocena ekspozycji na bieżąco – nie miałbym tyle czasu aby uchwycić ten decydujący moment, gdzie jedna małpa kładzie drugiej dłoń na głowie i obydwie przymykają oczy.