Wielokrotnie pisałem o tym, że warto poszerzać nasz warsztat fotograficzny wchodząc z aparatem tam gdzie nie wszyscy mogą. 

Między innymi fotografia podwodna zapewnia nam taki ataut. Oczywiście wymaga to umiejętności nurkowych (przede wszystkim) bo musimy bezpiecznie i swobodnie nurkować panując nad pływalnością. Nie możemy sobie pozwolić na sytuację gdy ustawiając coś w aparacie nagle jacket ciągnie nas na powierzchnię a my wpatrzeni w ekranik aparatu wystrzelimy z 30 metrów. Potem czas na sprzęt do fotografii podwodnej i umiejętność jego obsługi. Gdy jako tako posiądziemy te umiejętności czas zejść pod wodę. Po co  i dlaczego? a no po to, że tam po prostu jest ładnie i mamy tam troszkę inny świat niż to do czego jesteśmy przyzwyczajeni na powierzchni.

Wróciłem właśnie z safari nurkowego z Morza Czerwonego. 7 dni z czego 5 na łodzi. Po trzy nurkowania dziennie ( w zasadzie dziennie i nocnie 😉 z aparatem fotograficznym w gronie pasjonatów zajmujących się fotografią podwodną.
Pod okiem Piotra Stósa i Ireny Stangierskiej miałem możliwość szlifowania umiejętności fotografii podwodnej. Nurkowaliśmy na wrakach, na rafach, spotkaliśmy żółwie zielone czy nawet delfiny butlonose. Słowem zobaczyliśmy w Morzu Czerwonym większość tego co chcieliśmy zobaczyć. Może poza diugoniami – ale to nie ten rejon po, którym się poruszaliśmy.

Pod wodą używałem na zmianę dwóch korpusów Olympus OM-D EM-5 MarkII wraz z obiektywem 60mm Macro oraz Olympusa OM-D EM-1 z obiektywem mZD8mm f/1.8 ED PRO wraz portem kopułowym. W zależności od tego czy podczas nurkowania nastawiałem się na zdjęcia makro czy na szersze ujęcia. Zawsze towarzyszyły mi dwie lampy błyskowe UFL-3

Poniżej kilka zdjęć pokazujący przekrój tego co się działo pod wodą.

Olympus OM-D E-M1 + mZD 8mm + 2xUFL3