Svalbard
Spitsbergen największa wyspa Archipelagu Svalbard to dla Polaków miejsce dziwne, odległe i egzotyczne. Miejsce mało znane choć, formalnie
rzecz biorąc, niezwykle dla nas bliskie. To największa norweska wyspa położona zaledwie 1000 km od Bieguna Północnego. Z tego powodu tu zaczynało się a czasem też kończyło wiele wypraw polarnych. Czteromiesięczna noc, polarny klimat, wałęsające się wszędzie białe niedźwiedzie, których ilość przekracza liczbę mieszkańców, odstrasza wielu.
Zapewniam jednak, że Spitsbergen to miejsce, które trzeba i warto odwiedzić.
Spytacie dlaczego dla nas jest to miejsce szczególne. Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy przenieść się do Paryża w pierwszych dniach lutego 1920 roku. Podpisano wówczas, obowiązujący nadal, traktat zwany Spitsbergeńskim lub Paryskim. Już sama lista sygnatariuszy jest imponująca. Jedna królowa, czterech królów, jeden cesarz i dwóch prezydentów.
Dzięki mądrości naszych ówczesnych przywódców 17 marca 1931 podpisy pod ustawą o naszym przystąpieniu do Traktatu złożyli Prezydent Rzeczpospolitej Ignacy Mościcki i Prezes Rady Ministrów Walery Sławek.
Zmienił się Świat, zmieniły się nawet nazwy geograficzne a Traktat nadal obowiązuje.
O co w nim chodzi? Otóż Wysokie Umawiające się Strony uznały, że władzę nad Spitsbergenem sprawuje Norwegia ale obywatele każdego państwa, które podpisze Traktat mają tam identyczne prawa jak poddani Króla Norwegii. Właśnie dlatego możemy tam mieszkać, pracować, prowadzić działalność gospodarczą i naukową. Jak u siebie a zapewne pod wieloma względami zdecydowanie lepiej. Zdobywając wiadomości o Archipelagu spróbujmy zrozumieć dlaczego zdecydowali się poświęcić wiele miesięcy swego życia aby w trudnych warunkach polarnej nocy pogłębiać naszą wiedzę o tym zakątku Planety. Dodam tylko, że na wyspie jest pięć naszych stacji polarnych, w których systematycznie prowadzone są badania naukowe a wiele nazw geograficznych pochodzi z polskiego języka.
Przygotowania
Przede wszystkim trzeba kupić bilety, najlepiej w obie strony i zapamiętać gdzie sobie zapisaliśmy dni i godziny odlotów. Wskazane też jest zabranie dokumentu tożsamości. Mimo iż mogłoby nam się wydawać że to Norwegia nie wjedziemy tam na dowód osobisty. Przed wylotem – jeśli decydujemy się na eksplorację tego miejsca na własną rękę musimy też posiąść umiejętność bezpiecznego posługiwania się karabinem, uzyskać pozwolenie na broń wydawane przez Gubernatora Svalbardu jak również dokładnie zaplanować naszą trasę i jeśli to niezbędne ze względu na jej przebieg poprosić Gubernatora o zgodę na naszą eskapadę. Należy pamiętać, że nie jest to miejsce w, które ot tak możemy sobie polecieć, spakować plecak i ruszyć w teren. Wiele miejsc jest po prostu niedostępnych, odwiedzenie wielu wymaga zezwoleń a po całym Svalbardzie musimy poruszać się uzbrojeni. Zimowy* wyjazd jest jeszcze bardziej wymagający niż letni. Jeśli więc nie mamy wystarczająco dużego doświadczenia lepiej jest skorzystać z fachowo zorganizowanego wyjazdu na Spitsbergen.
*zimowy wymaga lekkiego wyjaśnienia. Należy pamiętać o tym, że zima w Arktyce przypada na noc polarną. Często w tekście stosuję pojęcie zima albo zimowy ze względu na fakt, że aura jest zimowa, temperatury niskie a wszystko pokryte jest śniegiem i lodem, jednak de facto jest to już pora wiosenna.
Bezpieczeństwo
Jadąc na Spitsbergen musimy wiedzieć i pamiętać o jednej sprawie. Niech nas nie zwiedzie łatwość z jaką możemy tam dotrzeć. Duże możliwości połączeń lotniczych i stosunkowo niska cena biletów powoduje, że dostanie się w to miejsce jest niemal równie łatwe jak do Madrytu czy Paryża. Dlatego musimy pamiętać, że z wygodnego i ciepłego samolotu wysiadamy na polarnej wyspie. Z jej pięknem, dzikością i niebezpieczeństwami. Poza miastem zagraża nam pogoda, trudności terenowe, szczeliny w lodowcach, lawiny, brak ludzi którzy nam mogą pomóc, brak zasięgu telefonów komórkowych i dzikie zwierzęta. Poza miastem mamy również obowiązek posiadać ze sobą broń palną. Jeśli umiemy się nią posługiwać i otrzymaliśmy pozwolenie na broń możemy ją wypożyczyć wraz z amunicją w jednym ze sklepów turystycznych. Dlatego, chcąc przetrwać i cało wrócić oprócz sporej ilości rozsądku musimy zaopatrzyć się w niezbędny ekwipunek i środki bezpieczeństwa. To co zabrałem ze sobą na zimowy wyjazd i co uważam za niezbędne minimum omówię poniżej.
- PLB – Radiopława osobista – pozwala w krytycznej sytuacji na wezwanie pomocy po naciśnięciu jednego guzika
- Telefon satelitarny – dzięki niemu możemy porozumieć się ze służbami ratunkowymi
- Rakietnica (pistolet sygnałowy) – do odstraszania niedźwiedzi jeśli zbyt blisko do nas będą chciały podejść
- Karabin – do samoobrony – jeśli rakietnica nie spełni swej roli
- Kompas i mapy
- GPS – najlepiej z możliwością udostępniania naszej lokalizacji
- Górski sprzęt zimowy – raki, czekan, łopata lawinowa, detektor lawinowy, sonda itp itd
- kolce do lodu – pozwalające na autoratownictwo w przypadku zarwania się pod nami lodu
To oczywiście tylko kluczowe elementy ekwipunku zapewniające nam bezpieczeństwo, do tego dochodzą ubrania, sprzęt biwakowy i większość tego co zabieramy ze sobą w góry.
I jeszcze jedna sprawa. Moja ostatnia wyprawa była samotna. Osobom, które chcą to zrobić po raz pierwszy zdecydowanie polecam wyprawę minimum dwuosobową. Mimo mojego wieloletniego doświadczenia, a może właśnie dlatego decydując się na samotny wyjazd zabrałem ze sobą wprawdzie nie jak pierwsi polarnicy, gołębie pocztowe, ale GPS Inreach , który pozwalał kilku osobom w kraju i w Longyearbyen śledzić na bieżąco moje położenie oraz wspomniany wcześniej nadajnik PLB (Personal Locator Beacon) Podróż w pojedynkę jest jednak bardzo ryzykowna, wymaga sporej ostrożności, rozsądnego planu awaryjnego i umiejętności rezygnowania z założonego planu. Kilkukrotnie oceniając warunki na jakiejś trasie po prostu się z niej wycofywałem bo teren był lawiniasty albo istniało niebezpieczeństwo zakopania skutera, którego sam zapewne nie mógł bym odkopać.
Świętą i nienaruszalną zasadą jest ta, że w każdej chwili ktoś musi wiedzieć gdzie jesteś i czy wszystko jest w porządku.
Zasada ta obowiązuje nie tylko na Spitsbergenie.
Sprzęt fotograficzny
Jak zwykle przy takich wyjazdach decyduję się na zabranie dwóch korpusów. Przede wszystkim chcę mieć zdublowany sprzęt na wypadek awarii. Zabrałem ze sobą EM-1X oraz EM-1 II z czego ten pierwszy był moim podstawowym aparatem. Komplet obiektywów pozwalających na szerokie ujęcia krajobrazowe i zdjęcia dzikich zwierząt takich jak renifery svalbardzkie, lisy polarne a może nawet i niedźwiedzie. Mimo iż niedźwiedź jest niezaprzeczalnym królem tej krainy to podczas samotnej wyprawy spotkanie z nim jest ostatnią rzeczą o której powinniśmy marzyć.
Z obiektywów zabrałem:
- M.Zuiko Digital ED 7‑14mm F2.8 PRO
- M.Zuiko Digital ED 12‑100mm F4 IS PRO
- M.Zuiko Digital ED 40‑150mm F2.8 PRO
- M.Zuiko Digital ED 300mm F4 IS PRO
- Telekonwerter 1,4x
Do tego statyw , filtry szare i połówkowe NISI, Dysk WD My Passport Wireless PRO SSD do kopiowania zdjęć bezpośrednio z kart pamięci. Spakowany byłem w dwa plecaki. Jeden Lowepro Whistler ze sprzętem fotograficznym i drugi plecak turystyczny ze sprzętem pozwalającym mi poruszanie się zimą w terenie, przetrwanie przymusowego biwaku czy poruszanie po lodowcu. Do tego cały czas towarzyszył mi Mauser pamiętający czasy III Rzeszy załadowany amunicją na niedźwiedzie i rakietnica pozwalająca je odstraszyć z bezpiecznej odległości i oczywiście sprzęt outdoorowy (ABC lawinowe, kolce lodowe, kuchenka benzynowa, raki, liny, bloczki, przyrządy zaciskowe, radio itp itd)
Moim głównym środkiem lokomocji był skuter śnieżny, którym pokonałem około 900 kilometrów. To też dawało mi komfort związany z ładowaniem baterii, które jak wiadomo przy bardzo niskich temperaturach nie sprawdzają się zbyt dobrze. Aparat ładowałem bezpośrednio z gniazda zapalniczki korzystając z ładowarki pracującej w standardzie PD (Power Delivery) Korpus był podpięty kabelkiem do gniazda ładowarki w skuterze i zawsze gdy nie fotografowałem ładowałem w nim akumulatory. To rzeczywiście bardzo komfortowe rozwiązanie, które pozwoliło mi mieć w pełni naładowane akumulatory mimo iż temperatury spadały grubo poniżej zera a ja byłem oddalony od najbliższego miasteczka o kilkadziesiąt kilometrów.
Bez najmniejszego problemu w ten sposób byłem w stanie mieć w pełni naładowane akumulatory i nie miałem nawet potrzeby używania zapasowych akumulatorów.
Nowy aparat Olympusa Czyli Olympus OM-D E-M1X zdecydowanie jest stworzony do tego typu pracy. Wprawdzie jest większy od swych młodszych braci i nie należy do kieszonkowych aparatów tak jak E-M10 czy E-M5 to zdecydowanie stworzony jest do fotografii przyrodniczej w ciężkich warunkach. Uszczelnienia, odporność na niskie temperatury, duży zapas prądu i co najważniejsze ergonomia i możliwość ładowania go z powerbanku czy gniazda zapalniczki sprawia, że praca nim była wygodna i należała zdecydowanie do przyjemności. Szybkie seryjne zdjęcia do 60 klatek na sekundę czy mój ulubiony tryb Pro Capture pozwalający zapisać na karcie to co wydarzyło się jeszcze przed naciśnięciem spustu. Brzmi dziwnie ale tak jest. Wciskam spust migawki do połowy a aparat zapisuje wszystko w buforze, gdy wcisnę do końca zapisywane są zdjęcia sprzed naciśnięcia spustu i po naciśnięciu spustu
Tematy.
Ilość tematów fotograficznych jest na Spitsbergenie taka jak wszędzie. Nieskończenie duża. To ile z nich wykorzystamy zależy od wielu czynników. Szczęścia, naszej wyobraźni, wrażliwości, wiedzy, doświadczenia i umiejętności. Muszę podkreślić, że kolejność nie jest przypadkowa. Oczywiście jak to w wysokiej Arktyce bywa pogoda jest kluczowym elementem a ta niestety zimą należy do kapryśnych.
Są jednak tematy albo takie, których nie znajdziemy nigdzie indziej albo takie, na które znacznie łatwiej trafić za kołem polarnym. Podczas tego wyjazdu skoncentrowałem się na fotografowaniu dzikiej przyrody.
O ile renifery są zwierzętami dość mało płochliwymi zupełnie inaczej przedstawiała się sprawa z lisami i pardwami. Do tych też da się podejść na niewielką odległość jednak znalezienie śnieżnobiałego zwierzęcia na śnieżnobiałym tle we mgle graniczy z cudem. Ta zima była dość ciężka dla reniferów ze względu na dużą ilość opadów deszczu który zamarzał na tundrze. Przez to doliny były pokryte lodową skorupą co utrudniało reniferom zdobywanie pożywienia. Pierwsze od czego zacząłem to próba znalezienia martwych reniferów w dolinach otaczających Longyearbyen. Gdy już te namierzyłem pozostało czekać aż przy padlinie pojawi się lis polarny.
Lato to zupełnie inne tematy. pojawiają się ptaki, łatwiej zobaczyć wieloryby, czy odwiedzić kolonię morsów. Na świat przychodzą skore do zabawy lisy polarne a wszystkie zwierzęta łatwiej wypatrzeć bo nie szukamy już białego futra na białym śniegu. Po tym sezonie na pytanie jakie cechy mojego sprzętu fotograficznego uważam za jedne z ważniejszych – oprócz oczywistych takich jak jakość zdjęcia czy świetnie działający autofocus – bez wahania wymieniłbym fenomenalną stabilizację, tryb pro capture, szybkostrzelność, ładowanie z USB i uszczelnienia.
Oczywiście wyjazd zimowy obfituje w zupełnie inne tematy niż letni to powód dla którego w najbliższym sezonie spędzę tam prawie miesiąc a przyszłej zimy również planuję odwiedzić ten archipelag licząc na lepszą pogodę mniejsze ograniczenia związane z COVID-19 i więcej szczęścia w fotografowaniu kilku gatunków. Na Svalbard wracam latem i zimą zarówno jachtem ze sprzętem do fotografii podwodnej i wzdłuż zachodniego wybrzeża jak i na skuterze śnieżnym.
Przygotuj się na mrozy
Nie powinno być zaskoczeniem że w Arktyce potrafi być zimno. W zależności od pory roku temperatury się zmieniają ale w marcu czy kwietniu potrafi tu być nawet -30°C Należy być przygotowanym na niskie temperatury i silne wiatry. Wiatr jest czymś, czego nie możemy ignorować ponieważ to on decyduje o temperaturze odczuwalnej. Przy banalnym -15°C i wietrze 25m/s temperatura odczuwalna jest dwa razy niższa.
Ubiór
Odpowiedni ubiór jest ważny dla każdego, kto odwiedza Arktykę, jednak dla fotografów jest on o tyle ważny, że jesteśmy zdecydowanie mniej aktywni. Często zamiast chodzić leżymy w śniegu fotografując zwierzaka czy stoimy w miejscu czekając na najlepsze światło. Najlepiej sprawdza się ubiór warstwowy, bielizna odprowadzająca wilgoć od organizmu. Warstwa ocieplająca z puchu (najlepiej syntetycznego) i wierzchnia chroniąca od wiatru. Obowiązkowo czapka i czapka zapasowa, kilka par rękawiczek – poczynając od cienkich a kończąc na grubych łapawicach i buty zapewniające komfort w niskich temperaturach. Osobiście zimą korzystam z butów skiturowych choćby ze względu na fakt, że łatwo do nich zamocować raki.
Chroń swój sprzęt
Dobra torba albo plecak fotograficzny pozwalający na transport i zabezpieczenie sprzętu to podstawa. Ja od wielu lat jestem fanem plecaków pozwalających na dostęp do sprzętu bez zdejmowania ich i stawiania na ziemi zatem w moim przypadku jest to Lowepro Flipside albo Lowepro Whistler.
Zadbaj o prąd
Przy niskich temperaturach ich pojemność znacząco spada. Warto jest zabrać ze sobą zapas baterii. W przypadku dużych mrozów korzystam z zasilania zewnętrznego. Baterię mam w specjalnej kaburze pod kurtką a kabel wyprowadzony na zewnątrz i podłączony do aparatu. Jeśli używacie normalnych baterii pilnujcie aby ta, która następna będzie wkładana do aparatu była trzymana w ciepłej kieszeni a nie plecaku foto. Dzięki temu będzie cieplejsza i na dłużej nam wystarczy
Ładowanie przez USB PD
To stosunkowo nowa rzecz w aparatach OLYMPUS ale odkąd się pojawiła jest czymś, z czego nie chciałbym zrezygnować. Na ile jest to fajne rozwiązanie widać było właśnie zimą na Spitsbergenie. Moim głównym środkiem lokomocji wówczas był skuter śnieżny, którym pokonałem około 900 kilometrów. W zasadzie non stop byłem w terenie z dala od źródeł zasilania. W skuterze znajdowało się gniazdo zapalniczki i za pomocą ładowarki i kabla USB PD doładowywałem sprzęt foto gdy tylko była ku temu okazja. Aparat ładowałem bezpośrednio z gniazda zapalniczki korzystając z ładowarki pracującej w standardzie PD (Power Delivery) Korpus był podpięty kabelkiem do gniazda ładowarki w skuterze i zawsze gdy nie fotografowałem ładowałem w nim akumulatory. Dzięki takiemu rozwiązaniu cały czas miałem pod 100% naładowania baterii mimo iż temperatury spadały grubo poniżej zera a ja byłem oddalony od najbliższego miasteczka o kilkadziesiąt kilometrów. W moim przypadku ładowanie przez USB uważam za gigantyczne ułatwienie pracy i wielki komfort. Prawdę powiedziawszy nie miałem nawet potrzeby używania zapasowych akumulatorów. Latem z kolei poruszałem się jachtem, więc tu można było cały czas korzystać z ładowarki 230V ale gdy z jakiś przyczyn mieliśmy wyłączony agregat na pokładzie również można było doładować baterie z powerbanka. Jak dla mnie świetna rzecz i zastanawiam się czemu nie pojawiła się w Olympusach znacznie wcześniej.
Uszczelnienia
Są rejony gdzie myśląc o cechach aparatu przeznaczonego do fotografowania pierwsze co się nasuwa to odporność i uszczelnienia. Magnezowy korpus, działające uszczelnienia i niezawodność to cechy, które bardzo sobie cenię w sprzęcie, którym pracuję. Na pewno jednym z takich miejsc jest Arktyka gdzie szykując sprzęt na wyjazd chcielibyśmy mieć niezawodny i działający zestaw ponieważ narażony jest on na silne mrozy, deszcze, zachlapanie słoną wodą czy upadki.
Jeśli chodzi o testowanie uszczelnień Olympusa myślę, że powinienem otrzymać jakąś nagrodę bo mam na koncie kilka aparatów mytych pod kranem, jeden całkowicie zanurzony w Atlantyku i częściowo zanurzony w Pacyfiku jak również korpus wymęczony po święcie Holi gdzie kolorowe proszki i kolorowa woda towarzyszyła aparatowi przez kilka dni.
Moje zdanie jest takie, że EM1II oraz EM1X zdecydowanie są stworzone do fotografii w ciężkich warunkach. One po prostu mają działać i działają. Uszczelnienia, odporność na niskie temperatury, duży zapas prądu i co najważniejsze ergonomia czy takie udogodnienia jak możliwość ładowania z powerbanku lub gniazda zapalniczki sprawiają , że praca Xem była wygodna i należała zdecydowanie do przyjemności. Nie ma znaczenia czy trzeba było stawić czoła mocno ujemnym temperaturom zimą czy słonej morskiej wodzie przelewającej się przez Zodiaka podczas lądowania na brzegu. Przy żadnej z tych okazji jak dotąd sprzęt nie zawiódł a drugi zapasowy korpus nie był potrzebny. Jestem jednak zdania, że każdy pancerny aparat prędzej czy później może się popsuć. To powód dla, którego nie ruszam się z domu bez drugiego korpusu, chociaż uszczelnienia i pancerność oraz wiara w fakt, że to działa – daje nam jedną niezaprzeczalną rzecz – nastawienie psychiczne.
Nie boimy się wyciągać aparatu gdy warunki są podłe. Doskonale widzę to podczas zajęć z uczestnikami fotowypraw, gdzie ludzie często nie chcą wyciągać sprzętu w ulewie czy w pyle. Prawda jest taka, że skoro aparat traktujemy jako narzędzie nie powinniśmy się bać go używać bez względu na warunki.
Stabilizacja
Stabilizacja to coś z czego Olympus słynie od wielu lat. Obecnie firma poszłą o krok do przodu odkąd stabilizacja z obiektywu “dogaduje się” ze stabilizacją z aparatu. Wychwalanie stabilizacji jest raczej zbędne bo każdy wie że dobrze jest robić ostre zdjęcia a stabilizowana matryca w tym pomaga jednak chciałbym zwrócić fakt na kilka rzeczy które nie są tak oczywiste.
Zdarzają się sytuacje gdzie światła mamy na tyle mało że aby zrobić ostrą fotografię musimy podnosić czułość. To oczywiste i to też powód dla którego pełnoklatkowe aparaty cieszą się sporym zainteresowaniem. Każdy poda argument, że taka matryca mniej szumi na wysokim ISO. To prawda tylko mając fenomenalnie działająca stabilizację niejednokrotnie się okazuje że nie mamy potrzeby ustawiać wysokiego ISO skoro możemy wykonać ostre zdjęcie na przykład na 1/8s z ręki to bezpośrednie porównywanie szumu na danych czułościach traci sens. Owszem w większej matrycy mogę uzyskać niższe szumy na wysokich czułościach ale w stabilizowanej matrycy nie mam potrzeby tak wysokich czułości wykorzystywać. Oczywiście też nie możemy zapominać, że są sytuacje, w których stabilizacja przy niedoborze światła nam nie pomoże.
Na Spitsbergenie stabilizacja przede wszystkim odgrywała znaczącą rolę podczas fotografowania na długich ogniskowych z niezbyt stabilnego miejsca. Czyli siedząc w pontonie i fotografując obiektywem o ekwiwalencie 600 czy 1200 mm dla małego obrazka doceniamy wydajność stabilizacji. Łatwiej nam ustabilizować kadr czy wręcz trafić w mały obiekt gdy fotografujemy z bujającego się pontonu.
Zdjęcia seryjne i Procapture
Szybkie seryjne zdjęcia do 60 klatek na sekundę czy mój ulubiony tryb Pro Capture pozwalający zapisać na karcie to co wydarzyło się jeszcze przed naciśnięciem spustu to kolejna z cech, które uważam za niezastąpione. Wykonanie zdjęć przed naciśnięciem spustu brzmi dziwnie ale tak jest. Gdy wciskam spust migawki do połowy a aparat zapisuje wszystko w buforze, gdy wcisnę do końca na karcie zapisywane są zdjęcia sprzed naciśnięcia spustu i po naciśnięciu spustu. To daje możliwość cofnięcia się o ułamek sekundy względem momentu naciśnięcia spustu i stosowania czegoś co normalnie by nam umknęło.
Ma to kolosalne znaczenie przy fotografowaniu ruchliwych zwierząt. Dzięki temu trudno jest przegapić ciekawy moment. Pamiętajcie jednak że fotografując ciągle z prędkością 60 klatek na sekundę po powrocie z wyjazdu będziecie mieli tyle zdjęć że przebranie materiału zanudzi was momentalnie i być może finalnie nigdy tych zdjęć nie wywołacie. Słowem warto sięgać po 60 klatek na sekundę ale wtedy kiedy to potrzebne i się broni. Osobiście często przy szybkiej akcji korzystam z Pro Capture, lub 60 fps. Cały czas jednak naciskając na spust myślę o miejscu na kartach pamięci i macierzach dyskowych.
Dobierając sprzęt fotograficzny dla siebie, warto się zastanowić co oprócz rzeczy najczęściej porównywanych w testach może mieć dla Was znaczenie. Bo o ile ilość megapixeli czy rozpiętość tonalną można ładnie pokazać na wykresach czy w tabelkach to skuteczność uszczelnienia lub wygodę pracy ze stabilizacją już trudniej. Pamiętajcie, że nie ma idealnego aparatu fotograficznego. Aparat to narzędzie, które musimy dobrać do swoich potrzeb i innych rzeczy będzie oczekiwał fotograf zajmujący się architekturą a czego innego fotograf przyrody czy aktu.
Pamiętaj o śniegu
Światłomierze są tak zaprogramowane aby prawidłowo naświetlić większość scen do jakich przywykliśmy. Trochę zieleni trochę nieba, coś na pierwszym planie. Światłomierze nie są stworzone do fotografowania białych niedźwiedzi na białym tle. Gdy nie ma zieleni a wszystko jest białe, światłomierz będzie pracował tak jak został zaprogramowany czyli zdjęcie będzie niedoświetlone. Pamiętajcie skorygować ekspozycję aparatu. To jak mocno zależy od fotografowanej sceny. Zazwyczaj jest to między +1/3EV a +1 2/3EV. Tu świetnie sprawdzi się elektroniczny wizjer, który na bieżąco daje nam informację o ile powinniśmy zmienić parametry ekspozycji aby nasz histogram wyglądał należycie.
Dbaj o bezpieczeństwo swoje i fotografowanych zwierząt.
Nie zapomnij zabrać długoogniskowych obiektywów. Svalbard oferuje możliwość spotkania z dziką przyrodą. Zgodnie z etyka fotografii przyrodniczej dobro zwierząt jest najważniejsze więc musimy zadbać zarówno o bezpieczeństwo fotografowanych zwierząt jak i nasze. Utrzymanie odpowiedniego dystansu to podstawa zwłaszcza, gdy fotografujemy niedźwiedzie polarne. Fakt posiadania broni do obrony przed niedźwiedziem nie upoważnia nas do stwarzania niebezpiecznych sytuacji. Nie możemy dopuszczać do sytuacji że nasza chęć wykonania dobrego zdjęcia sprowokuje drapieżnika do obrony siebie lub swego potomstwa.