Niedźwiedź brunatny. Duży drapieżny ssak, którego znamy z naszych Tatr czy Bieszczad. W naszym kraju populację tego zwierzęcia szacuje się na około 100 osobników. W Finlandii żyje ich około 15 razy więcej. Dodatkowym atutem dla fotografa jest też długość dnia. W okolicy koła podbiegunowego obecnie noc trwa raptem kilka godzin a słońce niewiele schodzi poniżej linii horyzontu. Dzięki temu czas fotografowania się wydłuża.. Jeśli na to nałożymy dość rzadki las okaże się że to jedno z lepszych miejsc w Europie aby spotkać i sfotografować niedźwiedzia brunatnego.
Udałem się więc w rejon Północnej Karelii jednak po zachodniej stronie granicy Fińsko Rosyjskiej. Tam właśnie miała miejsce fotowyprawa “Niedźwiedzie Fińskiej Tajgi”
Wybór padł na Finlandię. Z wielu powodów. Daleki kraj, arktyczne światło i dużo zwierząt. Zwierząt bardziej dynamicznych niż foki do których Was przyzwyczaiłem czyli leżących na plaży wielkich tłustych cielsk. Postanowiłem odwiedzić Filnlandię w poszukiwaniu niedźwiedzi brunatnych. Dość żwawych i jednak nocnych zwierzaków.
Okazało się że cały wyjazd na tyle wypalił, że z całą pewnością będę chciał tam wrócić we wrześniu kiedy maluchy są juz trochę odchowane i razem z matką wypuszczają się z lasu. Tak więc jesli ktoś będzie miał ochotę dołączyć. Zapraszam 🙂
Jaki sprzęt ?
Oczywiście na wyjazd zabrałem aparat, którym fotografuję na codzień. W zasadzie dwa aparaty, bo na każdy wyjazd staram się zabrać dwa korpusy. Jeden główny drugi zapasowy. W momencie gdy fotografujemy z czatowni mamy możliwość wykonywania zdjęć na dwie różne strony. To też ważny powód aby mieć dwa korpusy. Jeden moze służyć do filmowania podczas gdy drugim robię zdjęcie, albo zamiast tracić czas na zmianę ogniskowych zamieniam po prostu aparaty z zapietymi obiektywami.
Czytając komentarze i opinie na temat sprzętu fotograficznego można trafić na opinie przekreślające zastosowanie bezlusterkowców w różnych dziedzinach fotografii. Nie nadają się do tego, nie nadają się do tamtego, nie da się uzyskać małej głębi ostrości, nie można fotografować poruszających się obiektów ze względu na pracę AF czy wręcz jasne tezy mówiące o tym, że to nie są aparaty do fotografowania zwierząt… W większości padają one z ust osób, które nigdy bezlusterkowcami nie fotografowały. Cytując klasykę czyli reklamę z lat 90tych “Z pewną taką nieśmiałością ” sięgnąłem po OM-D na wyjazd.
Skoro tyle osób twierdzi, że to aparat, który nie sprawdzi się w fotografii zwierząt i to jeszcze w dość trudnych warunkach oświetleniowych, może coś w tym jest ? Postanowiłem sprawdzić jak jest naprawdę…
Czy z takim OM-D nie ma co szukać miejsca dla siebie w fotografii przyrodniczej czy może to mit przyklejony do tej grupy aparatów i bez najmniejszego problemu bedę w stanie uzyskać dobre wyniki ?
Zabrałem dwa korpusy czyli OM-D EM-10 oraz OM-D EM-1
Do tego sporo obiektywów.
- Szerokokątny 12mm f 2.0
- Standard 25mm f 1.4
- 60mm macro f 2.8
- 75mm f 1.8
- 50-200 f 2.8-3.5
- 90-250 f 2.8
Podstawowym obiektywem do dalekich ujęć miał być Zuiko Digital 90-250 f2.8
To jedno z najlepszych systemowych szkieł ze stałym światłem 2.8 i rewelacyjną jakością obrazu. Dodatkowo zoom dawał mi większą swobode kadrowania. Fotografując z czatowni nie ma możliwości podejść czy odejść od fotografowanego obiektu. Trzeba więc korzystać z możliwości zmiany ogniskowej.
90-250 to odpowiednik 180-500mm dla małego obrazka. Zabrałem ze sobą również konwerter 1.4x dzięki czemu byłem w stanie uzyskać ekwiwalent 700mm
Pierwszy niedźwiedź
Po przybyciu na miejsce zacząłem od włóczęgi po okolicy. Jeszcze po drodze z lotniska do czatowni udało nam się zobaczyć kilka lisów czy łosi. Liczyłem na to, że łażąc po okolicy napotkam na jakiegoś łosia. Niestety skończyło się na fotografowaniu fńskiej flory a głównie maliny moroszki.
Jeszcze przed obiadem udało mi się “zrobić” pierwszego niedźwiedzia [fin. Karhu]
Mały (0,33l) , niezbyt uciekający do którego można było podejśc naprawdę blisko i wykorzystując szerokokątny obiektyw sfotografować go z bliska. Nie miałem odwagi po długiej podróży podchodzić do wielkiego niedźwiedzia (1 l )[fin. hyvän karhu]
Potem obiad i po obiedzie czas na czatownie. Aby uniknąć niepokojenia zwierząt do czatowni należy wejść na długo przed zachodem ( ok godziny 17:00 ) a wyjść sporo po wschodzie ( ok 7:00 )
Już około 18:00 pojawił się pierwszy niedźwiedź, który szybko przeszedł wzdłuż brzegu jeziora po czym zniknął w lesie. Przyznam szczerze, że byłem dość rozczarowany bo myślałem, że to jedyny niedźwiedź jakiego uda mi się tej nocy zobaczyć. Potem okazało się, że moje obawy są całkowicie bezpodstawne.
Niedźwiedzie jeszcze cztery razy dały się zaobserwować a w środku nocy zbudziła nas para rosomaków wspinając się hałaśliwie na drzewa…
W czatowni ważny jest porządek w sprzęcie. Jeśli w ciemności czy w momencie gdy jestem zaaferowany tym co dzieje się na zewnątrz będę musiał zmienić obiektyw – dobrze jest wiedzieć gdzie po niego sięgnąć. Dlatego ważny jest porządek w sprzęcie jeszcze zanim zaczniemy fotografować. W jednym miejscu baterie, w innym karty pamięci a obiektywy poukładane tak aby można było “wymacać odpowiednie szkło” Ja układam je w przegródkach plecaka fotograficznego w zależności od długości ogniskowej. Im dłuzsza ogniskowa, tym dlasza przegródka.
Dzięki temu każda zmiana biektywu przebiegała szybko i bez spuszczania oczu ze zwierzęcia.
Wyjazd pozostawił we mnie pewien niedosyt. Było super zarówno pod kątem pogody, warunków oświetleniowych jak i ilości obserwacji. Niedosyt polegał na tym, że ilość nocy spędzonych z tymi wielkimi drapieżnikami była zdecydowanie zbyt mała..
Sama czatownia położona tuż nad małym zbiornikiem wodnym. Niestey jeziorko dla niedźwiedzi nie jest na tyle atrakcyjne aby miały ochotę się tam kąpać. Mimo wszystko czas oczekiwania na duże drapieżniki umila ptactwo wodne.
Fotografie
Na koniec kwestia konfrontacji mitów na temat bezlusterkowców z rzeczywistością.
Powiem tak. Jestem bardzo zadowolony z jakości zdjęć, pracy autofocusa w dość trudnych warunkach oświetleniowych czy z końcowych wyników w postaci fotografii. Sam aparat wraz z obiektywem sprawdziły się świetnie. 90-250 to ekwiwalent 180-500 ze stałym światłem 2.8 zapięty do matrycy wyposażonej w stabilizację obrazu. Oczywiście w przypadku fotografowania ze statywu ma o mniejsze znaczenie jednak fotografując z ręki czy z bean bag’a stabilizację juz włączałem.
Wykorzystywałem wiele z oferowanych przez mój aparat funkcji. Ręczne doodstrzanie z powiększeniem fragmentu zdjęcia lub focus peakingiem czy seryjne zdjęcia 10fps które wykorzystywałem podczas fotografowania nurkującego gągoła czy lecących mew.
Co najważniejsze zdjęcia niedźwiedzi – fotografowanych w rejonie godziny 22:00-23:00 z dużej odległości wypadły bardzo dobrze pod względem technicznym. Nie piszę tego po to aby przekonywać o wyższości jakiegoś systemu na d innym, bo takie cechy jak mały rozmiar i małe gabaryty apartu nie mają żadnego znaczenia w cztowni ale po to aby w jakiś sposób obalić mit mówiący, że to nie jest sprzęt do fotografowania przyrody. Wydaje mi się, że te kilka dni w Finlandii pokazały, ze OM-D radzi sobie w terenie całkiem nieźle.
Myślę że nie ma co się rozpisywać na ten temat a dużo lepiej będzie pokazać kilka zdjęć.