M.ZD ED 50-200mm – opinia

OM System M.Zuiko Digital ED 50-200mm f/2.8 IS PRO

Czasami trafia się sprzęt, który sprawia, że człowiek odruchowo zaczyna przeliczać, ile nerek tak naprawdę potrzebuje do życia. Tak właśnie było, gdy dowiedziałem się o OM System M.Zuiko Digital ED 150-400mm.  W świecie Micro 4/3 – systemu, który swoją mobilnością i jakością zaskarbił sobie rzeszę wyznawców od Himalajów po Antarktydę – pojawiło się jednak znowu coś, co wywraca stolik. Ekwiwalent 100–400 mm przy f/2.8 czyli M.Zuiko Digital ED 50-200 f/2.8 Obiektyw który kiedyś w podobnym wydaniu był w systemie 4/3 ale wraz z jego miniaturyzacją został zamieniony na mZD 40-150 f/2.8 Nie mam wątpliwości, że 40-150 to obiektyw świetny ale zawsze brakowało mi tam milimetrów na długim końcu. Jest mały jest poręczny, jest stosunkowo tani ale jednak do sporej liczby zastosowań zbyt krótki. Teraz mamy powrót do korzeni w dużo lepszym wydaniu. 50-200 ze stałym światłem 2.8, stabilizacją i rewelacyjną jakością optyczną.

To nie jest już marzenie, to fakt. I nie, nie trzeba brać kredytu hipotecznego na wyjazd i obiektyw jednocześnie. No dobra, czasem trzeba – zależy jaki wyjazd 🙂

Budowa i ergonomia – pancerny czołg, który daje się nosić

W świecie, gdzie sprzęt czasem znosi więcej niż fotograf, 50-200mm wypada imponująco. Korpus z metalu, uszczelnienia klasy IP53 i odporność na niskie temperatury to zestaw, który sprawdza się od sawann Botswany po mroźne wybrzeża Grenlandii. Deszcz, śnieg, pył, wilgoć – to rzeczy, które nie powinny być dla tego szkła problemem. Moje doświadczenia z tym systemem są takie, że naprawdę trzeba się namęczyć, żeby w wyniku działań warunków atmosferycznych zepsuć sprzęt. Uwierzcie mi naprawdę nie oszczędzam ani obiektywów ani aparatów. Są to narzędzia do pracy i mają być wołami roboczymi. Nowy obiektyw był na razie ze mną w kilku miejscach ale przeszedł już ulewy, oblanie morską wodą na Zodiaku, afrykański pył czy prażące słońce afryki.

Teraz liczby:  1075g bez, 1250g ze stopką statywową. Brzmi ciężko? Niekoniecznie. To nie lustrzanka z 300-tką f/2.8, tylko wszechstronny jasny obiektyw będący kompromisem między mobilnością a jakością. W środku wszystko dzieje się wewnętrznie – zoom i ostrość nie zmieniają długości obiektywu, co ma znaczenie nie tylko dla równowagi, ale i dla pyłoszczelności. Pierwsza myśl to pozbyć się 40-150 i kupić 50-200. Pierwsza bo po chwili zastanowienia z przerażeniem człowiek stwierdza, że oba są fajne i czasem chcemy spakować się bardziej w kieszeń i wtedy 40-150 będzie idealny, a czasem nie martwimy się miejscem w plecaku i zdecydowanie lepszy będzie 50-200

Pierścienie są gumowane, precyzyjne, a szeroki zakres zoomu realizowany jest krótkim ruchem dłoni – dosłownie 90°. I jeszcze smaczek: zdejmowana stopka Arca-Swiss i osłona przeciwsłoneczna z okienkiem na filtry polaryzacyjne. Niby detale, ale w terenie właśnie one robią różnicę.

Panel sterowania – suwaczki i guziczki

Cztery programowalne przyciski L-Fn rozmieszczone wokół tubusu to coś, co pokochasz, gdy pierwszy raz zrobisz ostrą serię ptakowi wracającemu na to samo drzewo. Ustawiasz raz, zapisujesz i za każdym razem wracasz do tej samej ostrości jednym kliknięciem. Nie trzeba kręcić, kombinować – system robi swoje.

Do tego limiter ostrości – 0.78–3 m, 3 m–nieskończoność lub cały zakres – pozwala skrócić czas ostrzenia. AF/MF przełącznik to klasyka, a włącznik stabilizacji daje kontrolę, gdy chcesz kręcić lub fotografować z różnymi ustawieniami z korpusu. Wszystko logiczne, dostępne pod palcem i gotowe do pracy, zanim ptak zdąży się zastanowić, czy już uciekać. Jest pełna analogia do 150-400 Z resztą spokojnie można stwierdzić, że to młodszy brat flagowca.

Autofocus i stabilizacja

50-200mm współpracuje z OM-1 Mark II jakby miał wbudowany radar i dopalacz. Detekcja oka, śledzenie ptaków, szybkie seryjne zdjęcia bez blackoutu – wszystko działa jak należy. Nawet przy śledzeniu impali w Botswanie albo fulmarów na lodzie czy grzbietów humbaków.

AF jest błyskawiczny, celny, cichy. Stabilizacja? Do 7 EV z Sync IS. Oznacza to, że przy 400 mm (ekwiwalent) możesz fotografować z ręki na 1/20 s. Przy odrobinie wprawy, umiejętnym naciskaniu spustu migawki i kontroli oddechu można z tym czasem zejść jeszcze znacząco w dół. Na wyjazdach często zapominam o statywie. I przypominam sobie o nim w domu stwierdzając, że przez cały wyjazd nie był potrzebny. Jeśli nie bawię się w zdjęcia na bardzo długich czasach czy fotografię nocną to rzeczywiście jest to kolejny obiektyw, który daje ten komfort, że statywu w terenie nie muszę używać.

mZD 50-200 f/2.8

Obraz – ostrość, która tnie powietrze

Od pełnej dziury, w całym zakresie ogniskowych – ostro. Brzegi? Ostro. Środek? Ostro. Aberracje? Brak. Winieta? Delikatna, ale taka, że raczej pomaga niż przeszkadza. Dystorsje? Korekta w aparacie działa, ale nawet bez niej nie ma wstydu co widać po analizie samego RAWa

Obiektyw oferuje także telemakro – 0.5x powiększenia i ostrzenie od 0.78 m. Z MC-20 – pełne 1:1. Idealne, by sfotografować włoski na pancerzu owada albo detale na piórach ptaka z bezpiecznego dystansu. To nie jest tylko teleobiektyw – to narzędzie do mikroświata. Plusem obiektywu długoogniskowego o takiej skali odwzorowania, jest to, że dystans z jakiego fotografujemy nie musi być mały. 60tka, którą mam i uwielbiam niestety zmusza do tego, że chcąc zrobić makro musimy być blisko. Tutaj -mamy możliwość fotografowania z bezpiecznej odległości nie strasząc motyla, żaby czy innego zwierzaka.

Bokeh – czy jak to wszyscy mówią plastyka obrazu

Plastyka obrazu to określenie, które uwielbiam – bo nikt nie wie co to jest i nie ma żadnej definicji – spokojnie mogę więc napisać, że plastyka obrazu jest świetna 🙂 Bokeh przyjemny dla oka – po prostu dobry. Co więcej podpinając ten obiektyw do aparatu i patrząc przez niego obrazek jest zaskakująco ładniejszy niż w 40-150 a nie da się ukryć, że w 40-150 jest bardzo przyjemny. Jeśli zależy Ci na separacji tła i przyjemnym rozmyciu, ten obiektyw dostarcza więcej niż większość zoomów. To nie 45 mm f/1.2, ale jak na tele-zoom – robi robotę i obrazek jest naprawdę ładny


Telekonwertery – czyli masz jeden obiektyw, a jakbyś miał trzy

MC-14 daje 140–560 mm, MC-20 – 200–800 mm. I nie chodzi tylko o zasięg. Obiektyw nadal ostrzy szybko, jakość nie spada dramatycznie, a stabilizacja wciąż działa. Z MC-20 wchodzisz w makro 1:1, a w torbie masz tylko jedno szkło i dwa konwertery. Moim zdaniem to naprawdę dobry kierunek. Myślę, że mając zestaw mZD 40-150 f/2.8 oraz mZD300 f/2.8 bardzo rozsądnym będzie zastąpienie tych dwóch szkieł jednym nowym 50-200 i dorzucenie do tego konwertera. Tracimy wtedy zakres 40-50mm ale za to zyskujemy płynną możliwość zmiany ogniskowej w zakresie 150-300 czego nie mamy w przypadku zestawu zoom 40-150 i stałka 300. Zatem mając do wyboru zrobienie tego typu rewolucji w torbie foto – raczej bym się nie wahał.

W praktyce 50-200mm z konwerterami zastępuje 40-150mm, 300mm f/4 i 100-400mm. Jeśli zabierasz go w teren, to jeden obiektyw zastępuje dotychczasowe. A to robi różnicę – szczególnie przy odprawie bagażowej i wyrywkowym ważeniu bagażu podręcznego.

40-150mm kontra 50-200mm – zmiana warty?

40-150mm f/2.8 PRO był przez lata królem telezoomów w M4/3. Ale 50-200mm to nowa jakość. Dłuższy zakres, lepsza stabilizacja, pełna kompatybilność z telekonwerterami, uszczelnienia, nowy system L-Fn. Czy to koniec 40-150mm? Niekoniecznie. Ale dla wielu to naturalny upgrade. Jeden obiektyw, który zrobi więcej, lepiej i dalej. To o czym wspomniałem wcześniej – ma sens pozostawienie 40-150 jako małego obiektywu takiego troszkę kieszonkowego. Oczywiście to znów kwestia finansów i klakulacji. Z punktu widzenia możliwości fotograficznych – nie ma sensu trzymania 40150 i 50-200 ale gabaryt 40-150 zwłaszcza po odkręceniu stopki i zdjęciu osłony jest jego dużym atutem.

Podsumowanie – czy warto?

OM System M.Zuiko Digital ED 50-200mm f/2.8 IS PRO to narzędzie dla fotografów, którzy wiedzą, czego chcą. Jakość obrazu, odporność na warunki, współpraca z konwerterami i ergonomia – wszystko jest na poziomie sprzętu, który nie zawodzi. Rewelacyjna jakość i wszystko zamknięte w obiektywie do kompletu ze 150-400 Cena? Owszem, swoje kosztuje. Ale wartość, jaką wnosi do torby fotografa terenowego, jest trudna do przecenienia. Z resztą nie lubię dyskutować o cenie – po prostu tak został wyceniony przez producenta. Albo nas go na niego stać albo nie. A za jakiś czas i tak pewnie jak kto może teraz go sobie kupi pojawią się jakieś promocje i cashbacki 🙂

Czy warto sprzedać 40-150mm i zainwestować w nowy? Jeśli robisz przyrodę, sport, akcję, fotografujesz z ukrycia, w trudnych warunkach – odpowiedź brzmi: tak. Ten obiektyw zastępuje kilka innych. Pozwala zrobić więcej, lepiej i pewniej. A w fotografii przyrodniczej pewność – to połowa sukcesu. Stabilizacja i dalej sięgający zakres ogniskowych to zdecydowana zaleta nowego szkła.

A więc – plecak na plecy, karta do aparatu, obiektyw na bagnet i w drogę. Bo po drugiej stronie obiektywu zawsze czeka coś wartego uchwycenia. Tylko trzeba tam dotrzeć. A ten obiektyw to sprzęt, z którym dotrzesz, gdzie tylko chcesz – i przywieziesz stamtąd zdjęcia, które zostaną z Tobą na długo.